Na pewno większość z was zaznała nie raz tego bólu powrotu do szkoły czy pracy po dłuższej przerwie, takiej jak np. święta bożego narodzenia. W poświąteczną środę zeszłego roku ja czułem ten ból wyjątkowo mocno bo wiedziałem, że pomimo tego, że czeka mnie tylko kilka dni w biurze a potem sylwester, będzie się działo dużo. Nie przypuszczałem jednak, że aż tak dużo.

Tego dnia dostałem spóźniony prezent choinkowy, którym było pióro, etui i dwie butelki atramentu. Tym piórem był Montblanc Meisterstuck 146 zwany też Le Grand, ze stalówką M. Do tego bardzo eleganckie i gustowne etui z tej samej serii ( też nie wiedziałem, że etui Montblanc mają serie... ). Alleluja, chwalmy Pana, Kyrielejson i mój Ty Jezu a nasz Panie pomyślałem zgodnie aktualnym imperatywem naszego szanownego rządu. 146 to istna ikona, nie trzeba tego mówić nikomu, kto w temacie piór wiecznych pomaczał chociaż czubek palca.
Jest z nim trochę jak z Mercedesem S-klasse wśród luksusowych samochodów. Słychać mnóstwo głosów, że są alternatywy, że BMW jest lepsze bo lepiej się prowadzi, że Lexus jest lepszy bo jest bardziej zaawansowany technologicznie, że...nie wiem...Jaguar jest jeszcze bardziej gustowny itd. I wiecie co ?
Te głosy nie mają żadnego, absolutnie żadnego znaczenia bo tak jak s-klasa, tak 146 był i będzie w formie niemal niezmienionej (naturalnie pomijam postęp technologiczny w dziedzinie samochodów na potrzeby tego porównania ) a ogromna większość jego właścicieli będzie na owe głosy głucha, albo słysząc je będzie uśmiechała się z politowaniem. On tu był, jest i będzie i czy go kochasz czy nienawidzisz to musisz się z tym liczyć.
Co ? Coś nie tak ? To nie będzie obiektywna recenzja. W zasadzie nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek takową popełnił. Czy to w ogóle możliwe ? Tutaj, jednak, dochodzi coś więcej bo markę Sailor bardzo szanuję i do tej pory zastanawiam się jakim cudem jest to moje dopiero drugie pióro z kotwicą.
Jeżeli, więc, Sailory są dla Ciebie drapiące, 1911 to podróba 146 a King Of Pen jest nie dość, że błędem w tłumaczeniu to jeszcze zwykłym dużo za dużo kosztującym konwerterowcem to naprawdę musisz przemyśleć swoje dotychczasowe postępowanie i postanowić poprawę...koleżanko Katarzynko.
Akurat masz ku temu okazję.
Miłej lektury.

ROK 2017.
Mijający właśnie rok upłynął mi pod znakiem dualizmu i dużych kontrastów. Zdaję sobie sprawę, że praktycznie każdy mógłby coś takiego powiedzieć w swoim przypadku, ale u mnie akurat było to w minionym roku naprawdę prominentne.
Z jednej strony miałem okazję pojeździć trochę po świecie, co niewątpliwie jest ogromnym plusem. Najbardziej egzotyczną destynacją był Mauritius, który mogę śmiało uznać za przeżycie niemal surrealistyczne i pomimo faktu, że miało to miejsce we wrześniu to do dzisiaj ogarniam w głowie wszystkie doświadczenia stamtąd. Bardzo polecam.

Drugi koniec podróżowego spektrum to wyjazdy służbowe, które czasem były równie emocjonujące. Często w pośpiechu, często trochę nerwówki, ale to podczas jednej z takich właśnie wojaży udało mi się odwiedzić słynny sklep Akkerman w Hadze i zdobyć swojego piórowego graala.
No właśnie, a propos piór bo one w równym stopniu co podróże ( jeżeli nie większym ) zdefiniowały mój 2017. Na początku roku był wspomniany wcześniej graal w postaci dobrze znanego już większości forumowiczów Montblanc W.E. Johnattan Swift. Oprócz niego nie było tego, co prawda, zbyt wiele bo pióra kupuję zwykle przy jakiejś okazji. Jako pamiątkę, nagrodę czy przy okazji sposobności wysoce wskazującej1. Każde, jednak, jest dla mnie wyjątkowe. Na urodziny, również w pierwszym kwartale, dostałem Faber-Castell Loom, z którym nie rozstałem się od tamtej pory i zastąpił na stałe rozlatującego się ze względu na swoją tandetność Visconti Rembrandt`a. Stalówka B w tym piórze pisze bardzo dobrze po absolutnie wszystkim a jego wartość sentymentalna po stokroć przekracza tę w moim graalu.
Kolejnym z wybranych był „bursztynek z Gdańska” czyli Edison Collier nabyty przy okazji wizyty w sklepie La Couronne du Comte w Tillburgu. To pióro jest jak bullterrier albo mops – tak brzydkie, że aż ładne no i ta genialna Edisonowa stalówka.
Potem...potem był Pen Show czyli absolutny gwałt zmysłów. Finalnie wyszedłem z niego bogatszy o young-timerowego mąbla 146 ze stalówką F, którą ktoś kiedyś skrzywdził, potem ktoś inny nieumiejętnie ( albo niedbale )naprawił, żebym finalnie to ja mógł bidulkę odratować.
O tym, że mogłem w końcu poznać osobiście innych pióro-psychopatów na różnych spotkaniach nawet nie wspominam bo to było warte dużo więcej niż wszystkie te wymienione wcześniej pióra razem wzięte, ale to już temat na inne przynudzanie.
Z tyłu, dokładnie tak jak myślałeś, trzymamy się z Maćkiem za ręce No ale mój 2017 to nie tylko słonko, landrynki i wanny pełne szczeniaczków, w których można zanurzyć łeb i będzie pachło miodkiem.
Na samym początku roku nabawiłem się poważnej kontuzji, w wyniku której zamiast jeździć na rowerze, jeżdżę na rehabilitację. Trochę mnie to uderzyło w tożsamość bo rower kocham tak samo jak pióra a mija już praktycznie rok niejeżdżenia, co dość wyraźnie odbija się na psychice nie wspominając już o wadze ( jasne grubasie, zawsze się wymówka znajdzie. Pewnie, że to kontuzja jest winna, wszystko i wszyscy są winni, ale na pewno nie to, że żresz jak świniarzyca ).
Fotograf uchwycił moje skupienie przed startem...Na dokładkę dość mocno pozmieniało mi się w pracy w tym sensie, że towarzyszy mi ona praktycznie 24/7 o czym boleśnie przekonałem się m.in. podczas forumowego zlotu w Toruniu.
Wiecie jak to jest – dużo stresu + brak możliwości użycia wysiłku fizycznego jako katalizatora = bardzo zdrowa i bezpieczna sytuacja.
Wróćmy jednak do tematu bo odbiegłem od niego prawie tak daleko jak partia rządząca od rzeczywistości i resztek godności.
Sailor zatem!
DAWNO, DAWNO TEMU...
Zwykle staram się nie zanudzać rysami historycznymi ( tylko czymś innym... ), ale odnoszę nieodparte wrażenie, że wiele osób ma świadomość istnienia marki Sailor, ale już nie wiele więcej poza tym. Postaram się krótko i zwięźle ( ehe...) oświecić. Otóż w 1911 r. ( łączymy już kropki ? ) pewien szanowany inżynier z Hiroszimy o nazwisku Kyugoro Sakata dostał od bliżej nieokreślonego brytyjskiego marynarza pióro wieczne ( MacKozinsky ma pewnie wszelkie szczegóły tej transakcji ). Kolega Sakata trzymając w ręku ten instrument piśmienniczy zrobił wielke oczy i powiedział „ uaaaaaaaa, godziraaaaaaaaaaa!!!”. No dobra, może nie dokładnie tak, ale coś w tym stylu. Sakata był pod takim wrażeniem, że właśnie wtedy postanowił, że będzie takie cuda produkował na miejscu w Japonii i, że będą to produkty nowoczesne, lecz wytwarzane zgodnie z tradycyjną dla jego kraju filozofią dbałości o szczegóły i jakość. Reszta, można by sztampowo powiedzieć, jest historią, ale pozostaje kilka ciekawostek, o których warto wspomnieć.
Pierwszą z nich jest fakt, że fabryka, w której produkowane są te pióra wyszła kompletnie bez szwanku z ataku nuklearnego na Hiroszimę w 1945 dzięki swojemu położeniu na obrzeżach miasta, pośród licznych wzgórz i zabudowań.
screencap z google mapsKolejną rzeczą jest to, że firma Sailor wszystko robi sama, począwszy od stalówek, przez atramenty a na czymś tak egzotycznym jak roboty produkcyjne skończywszy.
Najważniejszą i najistotniejszą cechą wyróżniającą tego producenta jest, a w zasadzie niestety już był, Pan Nabuyoshi Nagahara noszący w pełni zasłużony tytuł Master Nib Designer.
To właśnie on stworzył to, co wyróżnia Sailory z tłumu czyli stalówki. Oprócz tego, że w bardzo szerokiej ich gamie występują również złote 21-karatowe, co jest unikalne dla fabryki z Kure, to stop z którego zrobione jest ziarno (kulka) stalówki czyli tzw. iryd (bo nie zawsze ten stop jest czystym irydem) daje bardzo charakterystyczne odczucie pisania jakby ołówkiem. Właśnie to ostatnie często mylone jest z „drapaniem” przez tych mniej...oświeconych. Oprócz nadania stalówkom charakterystycznych właściwości szurania po papierze, Nagahara San może pochwalić się prawdopodobnie największym wachlarzem stalówek „specjalistycznych” i dostępnych tylko i wyłącznie w piórach marki Sailor. Parę przykładów poniżej.
To tylko kilka bardziej perwersyjnych przykładówTo właśnie te cuda zobrazowane powyżej, tworzone do niedawna przez mistrza Nagaharę a obecnie przez jego syna, nadają duszę i charakter tym unikatowym instrumentom piśmienniczym. Co jeszcze bardziej zaskakujące to fakt, że ten charakter można poczuć już nawet w tych „zwykłych” stalówkach. Nie trzeba od razu zamawiać Concorda, żeby spróbować Sailora.
Odczucia związane z pisaniem i używaniem danej stalówki są bardzo subiektywne, intymne niemal. Żeby przybliżyć nieco wałkowany namiętnie temat powyżej postanowiłem, że nie ograniczę się tylko do swojego zdania, ale poproszę o opinię innych użytkowników piór tej marki. Nie przedłużając, więc, poniżej możesz przeczytać co o tych stalówkach sądzą dobre chłopaki z FOP.
"[...]Stalówka jest twarda i precyzyjna, ale z bardzo dobrym przepływem. Stalówki Sailora przez metodę nakładania ziarna/irydu i pewnie szlifu potem, jeśli jest stosowany, są specyficzne. Na zdjęciach powiększonego ziarna Sailorów i Pelikana widać, że powierzchnia pisząca, ziarno Sailora, to znacznie mniej materiału, mniej uwypuklonego w stosunku do powierzchni stalówki. W efekcie ... no cóż ... maślane to te stalówki nie są. Polecam, zwłaszcza do ciężkiej ręki, stalówki M i MF - ta ostatnia to mój osobisty faworyt po wielu doświadczeniach z różnymi EF i F Sailora."
MacKozinsky
"Co dla mnie wyjątkowego jest w stalówkach Sailora? Żadna mnie jeszcze nie zawiodła. Podobno mam szczęście, bo wielu na nie narzeka, ale ja nie narzekam. Cienkie stalówki Sailora, to dla mnie doskonałe stalówki. Myślę, że ich tajemnica tkwi w japońskim podejściu do produkcji: solidność na każdym kroku, gdy się coś robi."
And
"Nie jestem przeciwnikiem maślanych stalówek, ale w ogólności stalówki Sailora do maślanych raczej trudno zaliczyć (są wyjątki, np. te w KOP). Feedback w tych stalówkach powoduje, że dobrze czuje się pod piórem papier, ale nie jest to odczucie nieprzyjemne, jak to bywa w przypadku stalówek drapiących. Z tego względu nie wszyscy te stalówki lubią (kasiasemba na przykład za nimi nie przepada
). W moim odczuciu taka stalówka daje większą kontrolę niż stalówki bardzo gładkie - mam poczucie obcowania z precyzyjnym narzędziem - jak skalpel
."
mkr
A TERAZ.
O wersji 1911 L Ringless Blackout ( lub jak w niektórych sklepach była określana King of Pen Midsize Blackout ) dowiedziałem się przypadkowo z...ebay`a. Od razu pomyślałem, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe – mniejszy ( czyt. wygodny do używania na codzień ) King of Pen z rutenowaną stalówką, klipsem i innymi elementami ? No kaman, to nie może być prawda. Szybkie googlowanie tematu i wyniki w sumie nie do końca pomogły. Były jakieś beznadziejne rendery na niby francuskiej stronie Sailora ( później dowiedziałem się, że wersja Ringless Blackout była przeznaczona wyłącznie na rynek francuski, niemiecki i krajów Beneluxu ), ale niewiele więcej.
W moich podejrzeniach i kwestionowaniu istnienia tego konkretnego modelu nie byłem tak do konca odosobniony, pamiętam dyskusję na jednym z portali społecznościowych, której wydźwięk był mocno sceptyczny wobec ebay`owych rewelacji. Wtedy, a było to ładnych parę miesięcy temu, szybko porzuciłem dalsze szperanie w sieci w poszukiwaniu informacji o tym piórze. Aż do tuż przed świętami, kiedy to znowu na ebayu mignął mi ten właśnie model, więc, żeby się przekonać...po prostu go kupiłem.
Wcześniej wspominałem o swoich zwyczajach dotyczących nabywania piór wiecznych, ostatnio zaś odkryłem u siebie nową, przerażającą tendencję do impulsywnych zakupów piórowych w celach terapeutycznych. W praktyce wygląda to tak, że kiedy jestem mocno zestresowany, albo w stanie wkur***nnym, klikam "dodaj do koszyka" i jak ręką odjął ! Właśnie tak było tym razem, swoją drogą, z największą szczerością polecam ebayowy sklep, w którym to pióro nabyłem ( pw jak chcesz nazwe, żeby mnie nikt nie posądził o niecne praktyki ) i korzystając z okazji pozdrawiam Jurgena, który pomimo faktu, że tego nie przeczyta, stał się dobrym duchem moich świąt. On i duża ilość szkockiego wina oczywiście.
Ok no to pióro zamówione, ciekawe tylko co przyjdzie, jeżeli byłaby to wersja Black luster to wcale bym się nie obraził pomyślałem. No i w końcu przyszło i...cholera...małe było.

Normalnie strach się bać...Co to k**wa jest ?! Wybełkotałem do siebie. Faktycznie nie miało pierścienia na skuwce, faktycznie rutenowane, ale dlaczego takie...małe ? Byłem tak zły i rozczarowany, że nawet nie pomyślałem, żeby, porównać je rozmiarowo z Lamy 2000, które akurat miałem pod ręką. Dopiero w domu, kiedy w amoku złapałem za MB 146 zobaczyłem, że rozmiarowo są niemal identyczne. Czarny jednak wyszczupla myślałem sobie zakładając w pośpiechu t-shirt w tym kolorze.

Spokojny o to, że nie mam małego, kontynuowałem obmacywanie nabytku. Jak zwykle w piórach tej marki jakościowo wszystko ( oprócz oczywiście pudełka ) stało na najwyższym poziomie. Swoją drogą pamiętam jak na zeszłorocznym Pen Show w Katowicach rozmawiałem z MacKozinskim o grawerunku na moim piórowym graalu. Konkretnie o jego jakości i głębokości jak to przystało na wersje limitowaną pióra wyprodukowanego przez tak prestiżową markę jak Montblanc. Obejrzeliśmy dokładnie to arcydzieło tylko po to aby zaraz potem wziąć, przez zupełny przypadek, pod lupę (dosłownie) jakąś losową stalówkę Sailora, której to grawerunek okazał się być jakościowo po prostu lepszy. Tak w sumie to jedno i drugie z prawdziwym grawerunkiem miało niewiele wspólnego bo wzory były bardziej wybite niż wygrawerowane, ale bez analnych szczegółów. Bez względu, jednak, na to jak to nazwiemy niezaprzeczalnym pozostaje fakt, jakości stalówek jak i całych piór Sailor. Gdyby napełnione makaronem i czerwonym winem świry z Visconti zaprojektowały pióro a napełnione czymś zupełnie innym świry z Sailora je wyprodukowały to mielibyśmy zapewne insta-graala dla bardzo wielu osób.
Jeżeli chodzi o ergonomię i wygodę użytkowania to dla mnie jest to kwestia tak personalna i indywidualna, że daruję sobie rozległe komentarze na ten temat. Wszak są ludzie, którzy lubią pisać jakimiś cienkimi i smukłymi Crossami, ale oni zaprzedali dusze mrocznym bogom pogańskim, antypiastowkim najwyższem więc o nich nie będziemy mówić bo nie wiemy kto czyta.
ciekawe czy już jak to czytasz to już mi zapukali...Nie porzucając całkowicie tematu odczuć organoleptycznych obcowania z tym piórem nie sposób nie wspomnieć, znowu, o jego podobieństwie do Meisterstucka 146. Akurat w aspekcie ergonomii to dosyć ważne bo klasyczny mąbel jest jednym z najbardziej uniwersalnie wygodnych i ergonomicznych piór, często uchodzącym za wzór do naśladowania na tym polu. 1911 L rozmiarowo i proporcjonalnie jest niemal identyczny jak niemiecki hegemon, tylko lżejszy (przynajmniej wersja na naboje/konwerter).

JAK SOCHACZEW.
21 karatowa złota stalówka platerowana rutenem ma klasyczny dla serii 1911 kształt i ogólnie wygląd. Zbliżona do tej z...zgadnij czego...tylko nieco smuklejsza. U podstawy, poniżej lewego skrzydełka widnieje charakterystyczne dla Sailora oznaczenie rodzaju stalówki. W tym przypadku nie jest to po prostu F czy M, czy nawet M-F (które swoją drogą również mam i miłością pałam), ale samotne Z.
O, w końcu coś ciekawego ?...hyhyhy...o tak.

Literka ta oznacza stalówkę Zoom, która jest dość specyficzna. Konkretniej jest to jeden z mniej perwersyjnych wynalazków mistrza Nagahary, ale i tak znacznie wybiegający poza stalówkowy kanon F-M-B-Stub-Italic-Oblique itp.
To cóż w niej w niej takiego specyficznego zapytasz. Otóż to, że ziarenko irydu1 jest mniej więcej rozmiarów Sochaczewa. Po co ? Ano po to, żeby można było zeszlifować je tak aby w zależności od tego pod jakim kątem trzymasz pióro względem papieru, dawało grubszą lub cieńszą linię. W ten sposób np. przy kącie ~45° mamy grubość BB, ~70° M a 90° to F. Ale czekaj, to nie wszystko! No ok synek, a ja bym chciał EF i co teraz ? Mam tę stalówkę trzymać pod odwrotnym kątem poniżej 90° jak jakiś pokrak z horroru ? Możesz, ale jest łatwiejszy sposób aby uzyskać prawdziwą japońską EF-kę, wystarczy stalówkę obrócić i voila! Końcówka jest zeszlifowana również z góry, więc można śmiało pisać ze stalówką obróconą. Dla mnie osobiście to tak chore jak przełączanie radia w aucie kiedy przy poszukiwaniu czegoś ciekawego natrafiasz na radio maryja i przełączasz dalej...byś się wstydził, ale możesz to zrobić. Pisanie tą odwróconą stroną do najprzyjemniejszych nie należy, ale i tak jest o wiele lepiej niż przy stalówkach do tego nieprzystosowanych.


No ok, ale czy to wszystko, to całe zmienianie grubości itp. naprawdę działa? Sam zastanawiałem się nad tym wiele razy zanim kupiłem to pióro. Wszak my Polacy sceptycyzm i czarnowidztwo, jak i podwyższoną tolerancję na etanol, wyssaliśmy z mlekiem matki. Na parę dni przed kupnem byłem u okulisty, żeby sprawdzić czy nie potrzebuję okularów bo miałem wrażenie, że ślepnę od tych wszystkich godzin przed wszelkiego rodzaju ekranami. Czekając przed drzwiami gabinetu usłyszałem rozmowę dwóch innych pacjentów, tematem owej rozmowy było wino. Jeden z nich, nazwijmy go Józef (ok 60 l.), drugi – nazwijmy go Janusz (ok 40 l.) wydawali się być całkiem zaangażowani w konwersację. Józef w pewnym momencie wspomniał o winach z winnicy Turnau. Mówił o nich bardzo pozytywnie. Komentarz Janusz brzmiał mniej więcej tak: „eeee tam, propaganda...”.
Nie bądź jak Janusz pomyślałem. Ta sama myśl przyświecała mi przy zakupie tego pióra i wyborze stalówki. Otwarta głowa i tyle, nic mniej, nic więcej. Na FPN możesz przeczytać, że Zoom działa nie do końca, ale to nie prawda. Działa i to bardzo dobrze.
Czyli kupując jedno pióro dostaję tak naprawdę 4 a może nawet więcej ?
Nie. Stalówka Zoom działa najlepiej przy dużym i średnim nachyleniu, czyli tak od 40° do 70° z dwóch powodów. Po pierwsze bo jest to naturalny dla większości użytkowników przedział. Po drugie stalówka pod ten właśnie kąt jest zeszlifowana i pisze najlepiej. Najlepiej to w tym przypadku najbardziej gładko bo podawanie atramentu jest perfekcyjne przy każdym nachyleniu. Tutaj należałoby wtrącić słowo o zwykłym, plastikowym (chyba) spływaku, który działa naprawdę wyśmienicie. Nawet przy bardzo szybkim pisaniu przez dłuższy czas nie było mowy o jakiejkolwiek przerwie w dostarczaniu atramentu a ilość podawanego „paliwa” była cały czas stała.
A jak się tego używa na co dzień w takim razie ? Otóż wybornie. W przypadku stalówki Zoom musisz liczyć się z tym, że przez większość czasu kreska będzie grubości B do BB, wszelkie inne grubości będą używane sporadycznie i przez krótki czas, głównie ze względu, że mało kto pisze trzymając pióro pod kątem prostym albo niemal horyzontalnie.
W moim przypadku, pomimo tego co można przeczytać na FPN, zoomiara znalazła zastosowanie od razu i już wiem, że pozostanie na długo w codziennej rotacji z tego względu, że tylko czasem potrzebna mi cienka linia. Dodatkowo ta wielka kulka na końcu stalówki znakomicie sprawdza się przy parafowaniu nawet na zwykłym papierze, co dla mnie jest praktycznie niemożliwe przy wszelkich obliqueach, stubach, czy nawet niektórych zwykłych B ( jak np. w Lamy 2000).


Bardzo pozytywnie mnie to zaskoczyło i w zasadzie zacząłem się zastanawiać nad sensem noszenia dwóch piór na co dzień. Do tej pory jedno było do pisania a drugie do parafowania, teraz naprawdę się zastanawiam nad sensem takiego układu.
Wracając do tego normalnego codziennego pisania, pragnę dodać, że jest ono wybitnie przyjemne. 21 karatowa stalówka ugina się faktycznie łatwiej niż 14 kartowe, lecz dla mnie nie ma to większego znaczenia ponieważ pisanie nią wymaga absolutnie minimalnego nacisku. Pióro pisze bardzo, bardzo gładko. Pomimo częstego określania stalówek Sailora jako „niemaślanych”, ta ewidentnie właśnie taką jest. Co najlepsze, pomimo tego całego maślanego smarowania po papierze, stalówka nie przestaje cicho szeptać naśladując miękki ołówek, coś pięknego- kocham.
Sweetspot, ze względu na sam charakter stalówki jest dość duży i wygodny, ot kolejny plus.

To co ? Same plusy i zero minusów ? No nie do końca.
W sumie trochę nie fair jest wskazywanie tego jako wady, ale muszę o tym powiedzieć. Konwerter przy takiej stalówce po prostu nie ma najmniejszego sensu. Nie pisze ona jakoś przesadnie mokro, ale ze względu na samą grubość linii „pali” naprawdę dużo. Ja aktualnie używam Sailorowych naboi, które po prostu napełniam strzykawką. To tyle, gdyby tylko była wersja realo...

TO BYŁ DOBRY ROK.
Na koniec chciałbym wrócić do wątku, który poruszyłem wcześniej. O minionym roku. Biorąc pod uwagę wzloty i upadki śmiało mogę powiedzieć, że to pióro „zrobiło” mi ten rok. To ono przechyliło szalę na stronę pozytywną.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że drugie ze „świątecznych” piór próbuje przyćmić jego blask. Próbuje bo jest to pierwszy nowy Montblanc w którym ze stalówką wszystko było jak najbardziej ok. Napawa mnie to radością i nadzieją, że może nie jest z nimi jednak tak źle. Skrzydełka równe, żadnego baby`s bottom, przepływ nienaganny, przybieżeli do Betlejem normalnie. To co jednak najbardziej mnie w mąblu cieszy to coś zupełnie innego. Otóż o modelu 1911 L mówi się, że brak mu charakteru, że jest dobrze zrobioną, ale jednak tańszą kopią 146. Właśnie tym, którzy tak twierdzą polecam z całych sił wersję Ringless Blackout. Ten ze stalówką Zoom deklasuje 146 pod niemal każdym względem i ten mój "drugi prezent" dobitnie to potwierdza. Brak Sailorowi 1911L charakteru ? Wolne żarty ! Mam tu teraz na biurku pióro, które jest dobrze ubranym niemieckim finansistą a obok niego stoi japoński ninja-batman-liga cieni, która ma do dyspozycji ogromny arsenał broni białej przygotowanej przez samego Mistrza Nagaharę. Ciekaw jestem kto w bezpośrednim starciu pokaże więcej charakteru... a właściwie byłem ciekaw bo już nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
aaaaaaaaand NEEEEW !Życzę wam wszystkim wszystkiego najlepszego na ten rozpoczęty rok.
Żeby w życiu układało się tak dobrze, że pióra będą tylko nieznacznym do niego dodatkiem, kandyzowaną wisienką na torcie i niczym więcej.
I zdrowia dużo i takich dni jak jeden z moich marcowych w Akkermanie.
