Tekst i zdjęcia - Ewa LandowskaZestaw podstawowy. Kaligrafia to, w gruncie rzeczy, tanie hobby. Aby zacząć wystarczy zaoszczędzić jakieś 20 zł na podstawowe materiały. Obsadka drewniana (niekoniecznie lakierowana, w sklepach dla plastyków znajdziecie obsadki z naturalnego drewna za kilka złotych), najzwyklejszy atrament dedykowany piórom wiecznym (ja akurat najczęściej używam Pelikana). Tusz odpada - jest zbyt gęsty i klejący. Papier - można zacząć od najzwyklejszego przeznaczonego do ksero i druku. Polecam: Navigator, Color Copy, Double A (prawie każdy sklep papierniczy). Papier jest niezwykle ważny (o ile nie najważniejszy...), dlatego zachęcam, aby w późniejszym etapie kaligrafowania nie oszczędzać na nim zbytnio. Z tych najlepszych moje typy to: Midori, Tomoe River, Clairefontaine. Gdzie robię zakupy? Poza targami staroci są to:
http://www.twojepioro.pl (znajdziecie na stronie dział poświęcony kaligrafii) oraz
http://www.escribo.plW następnych postach omówię bardziej szczegółowo stalówki oraz atramenty.
STALÓWKI, cz.I Bez nich ani rusz. Można wprawdzie przyciąć gęsie pióro, czy patyk, ale trzeba wiedzieć jak to zrobić. I choć gęsie pióro pozwala na nakreślenie linii bardzo charakterystycznej, pięknej i miękkiej, nie będzie ona nigdy tak precyzyjna, jak linia kreślona stalówką.
Nie będziemy tu rozstrzygać przewagi jednego narzędzia nad drugim, bo każde daje inne możliwości.
Na załączonym zdjęciu prezentuję trzy rodzaje stalówek: jedna z nich, na której widoczny jest napis "TAPE" to stalówka ścięta, dwie pozostałe to stalówki ostro zakończone.
Bardzo często w mailach pytacie od jakich stalówek zacząć. Zależy to, oczywiście, od kroju pisma, który chcecie opanować. Można pokusić się o spore uproszczenie, że litery powstałe do XVII w. były kreślone za pomocą narzędzia ściętego (najpierw piór, później stalówek), późniejsze - stalówką (lub innym narzędziem) ostro zakończoną. Jeśli więc interesuje Cię uncjała, minuskuła karolińska, tekstura gotycka, italika i wszystkie kroje pochodzące od wyżej wymienionych zaopatrz się w stalówkę ściętą (polecam tę, którą widać na zdjęciu - ze zbiorniczkiem nakładanym na stalówkę, dostępną w wielu stacjonarnych sklepach dla plastyków w rozmiarach: 0.5 mm - 5.0 mm).
Zacznij od rozmiaru 2.5 mm - wystarczająco duży, aby móc wypracować każdy detal litery.
W następnym poście przybliżę stalówkę ściętą oraz ww kroje pism.
W dalszej części omówię stalówki ostro zakończone. Rozprawię się też z niektórymi mitami, np. "opalanie stalówki - czy stalówce szkodzi?", "kaligrafia dla leworęcznych", "nauka kaligrafii w weekend / tydzień" itp. Do następnego więc!
STALÓWKI, cz. II Przygotowanie narzędzia. Moi Drodzy, podczas tworzenia tego albumu "Dobre dobrego początki" będzie trzeba stanąć twarzą w twarz z pewnymi zagadnieniami, wzbudzającymi kontrowersje. Jedną z największych i podstawowych to OPALANIE STALÓWKI. Ma wielu przeciwników i wielu zwolenników. Ja należę do tych drugich, będę więc bronić tej metody przygotowania narzędzia do użytkowania. Na początek wyjaśnię o co w tym chodzi.
Otóż, stalówka wycinana przez maszynę, przechodzi przez jej naoliwione części, dzięki temu zostaje pokryta tłustą warstwą, pełniąca bardzo ważną chroniącą funkcję - stalówka może przeleżeć dziesiątki lat nienaruszona zębem czasu, nie rdzewieje., zachowuje swoje właściwości na bardzo, bardzo długo. Gorzej, gdy zapragniemy jej użyć. Atrament na takiej stalówce zachowuje się jak woda na patelni teflonowej. Spływa "jak po kaczce", nie trzyma się stalówki, gromadzi się jedną wielką kroplą na jej końcu i wypływa w całości, tworząc linię "kleksowatą", zmuszając użytkownika do ciągłego nabierania atramentu, albo wręcz przeciwnie - w ogóle nie chce z niej spływać, stąd Wasze pytania: "moja stalówka nie chce pisać - co robię źle?". I tu pomocny jest płomyczek. Od wielu lat stosuję tę metodę. Opalanie stalówki nie zawodzi, o ile robi się to umiejętnie. Oczywistym jest, że trzeba uważać, aby stalówki nie rozhartować, a tym samym nie obniżyć jej elastyczności. Dlatego zawsze zaznaczam, że lepiej tę czynność powtórzyć, niż za pierwszym podejściem stalówkę zniszczyć (czasami z jakiegoś powodu bardzo dla nas szczególną). Opalanie takie powinno trwać ok. 2 - 3 sekundy od wewnątrz i od zewnątrz, nie dłużej. Następnie, gdy już stalówka ostygnie, warto po zanurzeniu jej w atramencie wytrzeć ją i powtórzyć tę czynność kilka razy - do momentu, w którym atrament nie będzie jej odsłaniał. Gwarantuję, że tak przygotowane narzędzie daje mnóstwo przyjemności podczas kaligrafowania. Atrament trzyma się stalówki, spływa z niej równomiernie. Pamiętaj, że to papier ma wyciągnąć atrament! Nie ma on spływać ze stalówki, jak woda po rynnie. Cała sztuka polega na umiejętnym i niezwykle uważnym przeprowadzeniu tej czynności. Z
darzyło mi się, oczywiście, zniszczyć kilka stalówek, ale tylko przez moją własną nieuwagę. Istnieją podobno alternatywne metody, tj. mycie w ciepłej wodzie, "przeczekiwanie" aż stalówka się rozpisze (sic!) i jeszcze kilka innych pewnie by się znalazło. Doświadczenie jednak pokazało mi, że opalanie nie ma sobie równych. UMIEJĘTNE opalanie
Tak więc szable w dłoń, rozpalamy ogień i do dzieła!
